czwartek, 30 stycznia 2020

Z Cyklu - Przemyślenia (7) - Podsumowanie Stycznia

Parę tygodni temu napisałem o swoich celach na ten rok, tak ogólnie. Kończy się styczeń, mogę podsumować zatem z czystym sumieniem jak poszedł mi pierwszy miesiąc.
Pierwsze dni stycznia spełzły tak naprawdę na niczym kiedy byłem na wyjazdach. W zeszły piątek do poniedziałku również byłem oderwany od wszystkiego, kiedy to znowu trafił się mały urlop. Choć w sumie można mówić o urlopie kiedy się nie pracuje? Hmm. Mimo falstartu nakreśliłem sobie jako tako drogę i zabrałem się za realizację planów. Jeśli ktoś nie czytał jednego z poprzednich wpisów, większość rzeczy to czyste przyjemności jak np. oglądanie filmów. Nie mam jakichś obowiązków jak przeciętni ludzie.

Tak więc jeżeli chodzi o filmy mam obejrzane jakieś 10/300 tytułów. O ile większość z nich za jakiś czas odejdzie w niepamięć, to już mam jednego kandydata na najlepszy film jaki widziałem w tym roku - Telefon. Drugi tytuł który mi się podobał - Predator. Powtórzyłem też Przeprowadzkę z Richardem Pryorem, którą oglądałem mając ledwie kilka lat i nie wszystkie sceny do mnie przemawiały. Pozostało obejrzenie jeszcze 290 tytułów aby cel został osiągnięty. Jest zapas czasu, obstawiam że uda mi się nadrobić zaległości w kinematografii.

Muzyka - na moim dysku dalej zalega folder z tysiącami nieodsłuchanych utworów. Kiedy jednak zrobiłem porządki okazało się że było tam sporo powtórek, zatem ilość kawałków do odsłuchania zmalała, ale nadal jest ich od groma. Mam nadzieję że uda mi się to jak najszybciej nadrobić, fajnie będzie w końcu słuchać sobie ulubionych wykonawców sprzed lat, bez myślenia o tym, że czeka masa nowości do odsłuchu.

Gry - tutaj idzie najszybciej do przodu. Alan Wake, Plague INC,  House Flipper, Homefront The Revolution, Surviving The Aftermath. Trochę nowości z których w dwie ostatnie gram praktycznie codziennie. Możliwe że kupię nowy sprzęt w tym roku i będę grał całkowicie płynnie w każdy tytuł jaki napatoczy mi się na dysk twardy.

Książki - dosłownie 2 dni temu zabrałem się czytanie. Unfuck Yourself, to książka z psychologii i samorozwoju. Generalnie napisana jakby zupełnie innym stylem od innych, bardzo do mnie trafia i faktycznie pomaga. Nie przejmuję się mocno różnymi problemami i skupiam się na działaniu. Jestem na półmetku, ale jak narazie naprawdę mi się podoba.

Inne - najbardziej ruszył temat przeprowadzki. Koniec lutego będę w nowej lokalizacji i w końcu będę mógł zająć się tworzeniem muzyki. 

Tak więc styczeń nie jest złym miesiącem, luty zapowiada się dobrze.

środa, 22 stycznia 2020

Z Cyklu - Filmy (7) - Telefon



Jestem świeżo po seansie. W końcu jakiś film który naprawdę przykuł mnie do monitora, który obejrzałem w zasadzie jednym tchem. W porównaniu do poprzednich tytułów jakie oglądałem niedawno, Telefon okazał się najlepszym filmem jaki widziałem i jak na razie jest dla mnie kandydatem na miano najlepszego, jaki zobaczyłem w 2020 roku. Zobaczymy czy wygra, bowiem w tym roku mam zamiar oglądnąć 300 tytułów, ale na razie ma spore szanse.

Teraz o co chodzi, bo sam tytuł pewnie sporo nie mówi. Film nie przedstawia historii pierwszego telefonu jaki powstał a ni jego twórcy, nic z tych rzeczy. Lektor na początku opowiada ogólnie o ludziach, telefonach i budkach telefonicznych które odchodzą w zapomnienie. Ot codzienne życie w amerykańskiej metropolii, po czym akcja kieruje się na głównego bohatera - Stewarda. Jest on PRowcem, widać że jest mocno zapracowany. Co chwilę ma ktoś do niego jakąś, sprawę, zero oddechu, praca, praca. W pewnym momencie udaje się do budki telefonicznej mimo że ma telefon komórkowy. Podchodzi do niego pizzerman z zamówieniem, którego nasz bohater rzekomo nie zamawiał. Spławia go chamsko z kwitkiem i wraca do rozmowy telefonicznej. No i na tym mogło by się skończyć, jednakże po chwili telefon z budki dzwoni i zaczyna się intryga. Steward rozpoczyna grę o życie, a budka jest jego miejscem, z którego nie ruszy się dalej, bowiem stał się ofiarą snajpera, który grozi mu że go zabije, jeśli się rozłączy i wyjdzie.

Szybko wychodzi na jaw że mamy do czynienia z thrillerem. Akcja toczy się cały czas w jednym miejscu. Jest to kino, gdzie główny bohater nie wie o co na początku chodzi, ale musi walczyć o swoje życie i nie tylko swoje, dołącza do gry kogoś kogo nie widzi i wykonuje jego polecenia by przetrwać. Z podobnych filmów najbardziej zapadł mi w pamięć Pogrzebany, gdzie główny bohater budzi siew trumnie i stara wydostać. Tutaj nasz bohater natomiast znajduje się w budce na ulicy. Na samym początku jest w miarę ,,luźno", jednakże szybko spokój zostaje zakłócony przez osoby chcące skorzystać z budki, z biegiem czasu do akcji wkracza policja, ale nie zdradzę w jakich okolicznościach. Fakt jest taki że bohater walczy potem na dwa fronty nie tylko z kimś kto wplątał go w pułapkę, ale także ze stróżami prawa. Od niego zależy jak dalej wszystko się potoczy, kto zginie, kto przeżyje.

Film z biegiem czasu zaczyna być coraz bardziej dramatyczny. I to mi się właśnie w tym filmie podobało, z czasem rośnie napięcie. Mimo że jest to thriller, nie brakuje też elementów komediowych w szczątkowych ilościach, padło kilka tekstów które naprawdę mnie rozbroiły. Film jest też dosyć krótki, trwa bowiem godzinę i 15 minut. Tak więc jego obejrzenie jest przyjemne, nie jest przydługawy, nie pozostaje niedosyt, cały czas miło się ogląda. Film naprawdę polecam, chciałbym obejrzeć jak najwięcej tytułów w tym roku, które wciągną mnie przynajmniej tak jak Telefon, albo nawet bardziej. Nie mam filmowi nic do zarzucenia, aktorzy też grali dobrze. Z czystym sumieniem wystawiam ocenę 9/10. Nie daję dziesiątki z paru przyczyn. Widziałem już produkcje które były wyraźnie lepsze i potrafił wciągnąć bardziej. Nie ma tutaj też czegoś niesamowicie spektakularnego. Stąd tylko albo aż 9/10. W każdym razie najlepszy film jaki widziałem od dłuższego czasu.

wtorek, 21 stycznia 2020

Z Cyklu - Filmy (6) - Jobs i Steve Jobs



Jobs to człowiek który miał ogromny wpływ na branżę komputerową. Choć samemu nie miałem nigdy macintosha czy innych produktów Apple'a, a styczność miałem może z kilka razy w bibliotece, to o Stevie słyszałem niejednokrotnie. Osiągnął w swoim życiu naprawdę wiele, a kilka lat temu odszedł przegrywając z chorobą. Firma istnieje do dzisiaj wprowadza nowe produkty, jest silnym konkurentem dla Microsoftu. Samego Jobsa dobrze nie znałem, ale zdarzyło mi się widzieć niejedną jego przemowę, kiedy oglądałem filmy motywacyjne. Tak więc wydawał mi się bardzo dobrym człowiekiem i pozytywną postacią. Dzisiaj jestem po seansie drugiego filmu, który opowiada jego historię.

Pierwszy z nich - Jobs - miał premierę w 2013 roku. Widzimy tam Jobsa jako młodego jeszcze człowieka, który korzysta z życia, zażywa narkotyki, bawi się, w pracy nie do końca dogaduje się z ludźmi. Ma jednak wizję którą powoli ale skutecznie realizuje. Pozyskuje osoby z którymi będzie tworzył nowe komputery, inwestora, który zaryzykuje w przedsięwzięcie. Dzięki temu Jobs rozpoczyna budowę swojego imperium. Widać jak przebiegała historia firmy oraz głównego bohatera. Przewijają się miedzy innymi takie kluczowe wydarzenia jak wydalenie go z firmy i przyjęcie z powrotem. W drugim filmie mamy natomiast zaledwie mały wycinek jego historii, zaledwie jeden z epizodów jego kariery, gdzie historia skupia się nie tylko na jego pracy, ale również w dużym stopniu na życiu rodzinnym.

Obydwa filmy są ogólnie dobre i warte jak najbardziej uwagi. Każdy z nich trwa 2 godziny. Jak dla mnie nie są jakieś mega wybitne, ale oglądało się przyjemnie. Nie będę wracać do nich ponownie, bo jest masa tytułów przede mną. Coś co mnie zaskoczyło to ukazanie Jobs'a jako osoby która bez względu na wszystko dąży do tego by osiągnąć swój cel, nawet jeśli oznacza to utratę znajomych, przyjaciół, czy ryzyko, że wszystko się nie powiedzie. O ile prawdziwego Jobs'a kojarzyłem jako człowieka spokojnego w swoich przemowach, tak w filmie jest on nieraz niesamowicie żywiołowy, wybuchowy, posiadający choleryczne usposobienie. Widać jaką musiał płacić cenę za sukces, ile go to wszystko kosztowało. Ludzie widzą produkt, firmę, że dorobił się prawdziwego bogactwa. Niejeden chciałby mieć to co on. Ale kto by chciał przechodzić jego ścieżkami? Tu na pewno nie było by aż takiej kolejki chętnych. Obydwa filmy poza przedstawieniem człowieka światowego formatu, pokazują że dojście do czegoś wielkiego nie będzie proste i nieraz będzie to kosztowało wiele bólu i łez.

I nie, nie była to reklama firmy Apple, nie było lokowania produktu, nie zamierzam kupić Imaca, nie będę też inwestował w ipoda. Chociaż może powinienem wybrać się do siedziby firmy po jakieś wynagrodzenie, trzeba pomysleć

sobota, 18 stycznia 2020

Z Cyklu - Przemyślenia (6)



Pierwsze dwa tygodnie był bez jakiegoś większego szału, na luzie. Od tego tygodnia wziąłem się za siebie. Obejrzane kilka filmów, przesłuchane trochę muzyki, zrobione porządki w folderach z nią. Niby powoli jest coraz lepiej, ale zauważyłem jakby czas strasznie szybko się przelewał. Naprawdę, mimo że znajduję zajęcia, to mam wrażenie jakby czas nabrał na prędkości. W poprzednim wpisie zawarłem ogólnie co zamierzam zrobić w tym roku. Zamierzam raz na tydzień robić jakąś aktualizację, może to będzie coś co jeszcze bardziej posunie mnie naprzód. W momencie kiedy piszę te słowa jest sobota, nie wiem czy dzisiaj wpis dokończę i go opublikuję. Czuję jednak, że z każdym kolejnym słowem pojawia się jakaś energia, coś co jakby pcha do działania i daje pozytywne myśli. Może dobrym pomysłem będzie ich wylewanie na ekran monitora, a nie tylko trzymanie w ukryciu przed wszystkimi?

Próbuję znaleźć jakąś właściwą drogę. Żeby wszystko było u mnie jeszcze bardziej zoptymalizowane. O ile nawyki żywieniowe u mnie pozostawiają jeszcze sporo do życzenia, tak z rana od kilku dni w menu znajdowały się płatki. Efekt? Miałem wrażenie jakbym był mniej zamulony. W trakcie dnia zamiast iść jeść coś w fast foodach, sięgałem po batoniki energetyczne i jakieś tam chrupkie pieczywo z ziarnami. Niestety dwa razy poległem i lądowałem w kfc, a w piątek w pizzerii. Nowa żywność którą starałem się spożywać na drugie śniadanie była zdrowa, ale jakaś jakby nudna. Chyba spróbuję z kanapkami. Chociaż pamiętam że kiedyś jak zabierałem je ze sobą, to apetyt strasznie rósł w miarę jedzenia i miałem ochotę na więcej. Coś co ewidentnie ostatnio zauważyłem na plus - spadek wagi z ponad 90 kilo do 88. Nie zamierzam jakoś mocno się odchudzać, będę zadowolony jak osiągnę pułap granicy 80 kg. Coś czuję że batalia będzie naprawdę długa i nie łatwa.

Udaje mi się natomiast wstawać wcześniej i szybciej chodzę spać. Niejednokrotnie doskwierał mi brak energi i w efekcie w ciągu dnia kiedy korzystałem z drzemek, sen trwał nawet parę godzin zanim się przebudziłem. Zamiast leżeć prawie do 9tej, obecnie wstaję w granicach 8:15 - 8:20. Wstawanie było moją mocno oporną stroną i do dzisiaj jest. Aby sobie ułatwić, budziki ustawiam około 7:30 i kolejne z odstępami, by potem normalnie wstać. Może do końca miesiąca uda się zejść do równej godziny 8smej.

Na samym facebooku staram się ograniczać czas i scrollowanie po czyichś tablicach oraz aktualnościach. Przydatną rzeczą jest według mnie kliknięcie w przycisk obserwowanie znajomych i anulowanie wyświetlania ich postów w aktualnościach. Dzięki temu jak chcę nawet przejrzeć co się dzieje, to omijają mnie posty które w większości są rzeczami, które za dzień czy dwa już nie będą mieć znaczenia. Poza tym wiele wpisów to teksty zagadki, których nie rozwiązał by batman czy chociażby sherlock holmes. Ostatnio jeden znajomy coś tam odpisał na post sprzed 8 lat, najwyraźniej z nudów. Ciekawe.

Do końca miesiąca zostały niecałe 2 tygodnie. Nie dużo, ale można zrobić naprawdę wiele. Mam nadzieję że mi się uda. Pisanie na blogu wróciło na dobre tory. To już trzeci wpis w tym roku, więc coś co mogło zmienić siew trupa, odżyło. Tak samo ja, mam lepsze samopoczucie niż wcześniej, staram się mniej irytować. Ten miesiąc może i będzie taki sobie, ale nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. A jak wam się zaczął rok? 

Jeśli macie jakieś cenne sugestie - zapraszam. Tymczasem, ja się zmywam i lecę oglądać skoki narciarskie, czas na trochę odcięcia się od codziennej rutyny.


piątek, 17 stycznia 2020

Z Cyklu - Przemyślenia (5) - Co przyniesie 2020?



Było podsumowanie 2019 roku, pora pomyśleć nad obecnym. Skąd taka myśl by podzielić się tym z innymi? Podobno kiedy wyjawi się swoje sekretne plany znajomym, to dodaje to motywacji i człowiek chętniej podejmuje się wyznaczonych celów, bo brak ich realizacji okazuje się potem niejako ,,porażką" w oczach innych. Nigdy tak nie robiłem zatem spróbujmy. Nie przemyślałem jeszcze co dokładnie zrobię w tym roku, ale przynajmniej część założeń mogę wyłożyć na stół, a z czasem pewnie wpadną kolejne pomysły.

Więc może zacznę od filmów. Na filmwebie mam aż 903 tytuły oznaczone jako do obejrzenia. Wśród nich są seriale, kinówki i animacje. W zeszłym roku zaliczyłem tylko 30, co nie jest jakąś ogromną ilością, średnio jeden film na niecałe 2 tygodnie. Może czas zaszaleć i dopisać jedno zero? 300 tytułów to nie mała ilość, zobaczymy ile uda mi się zobaczyć. Mam zamiar w tym roku zaliczyć w końcu od deski takie chociażby klasyki jak 4 Pancerni czy Stawka Większa Niż Życie. Znam oczywiście te seriale, oglądałem niejednokrotnie, ale nigdy po kolei i jestem przekonany że nie wszystkie odcinki. Z filmów pełnometrażowych sporo klasyków. Kto by chciał wiedzieć co na mnie czeka, zapraszam do sprawdzenia profilu na filmwebie. Poza filmami oczywiście też obejrzę jakieś anime.

Muzyka. W zeszłym roku nie skupiałem się na dyskografiach, bardziej na pojedyńczych utworach i do tego mało znanych wykonawców, jakich pełno na youtubie. Tutaj będę miał do spełnienia wyczyn większy niż 12 prac Herkulesa, czy chociażby Asterixa i Obelixa. Na swoim dysku mam w folderze z muzyką obecnie ponad 38000 plików, z czego część to spakowane archiwa. Z ogólnego folderu gdzie mam utwory nieodsłuchane to ponad 15000 pozycji, wliczając archiwa. Są tam utwory zarówno krótkie jak i takie co mają ponad 10 minut czy nawet 20. Załóżmy że każdy utwór miałby tylko minutę, to musiałbym poświęcić tylko 250 godzin na odsłuchanie samej muzyki w tym roku. Dużo czy mało? Wystarczyłaby tylko godzina dziennie i po problemie. Ale z uwagi na to że utwory są dłuższe, to raczej nie wyrobię się w tym roku. Będę jednak zadowolony jeśli ogarnę większość z folderu i powywalam te kawałki które mi się nie spodobają.

Gry komputerowe. Jest masa gier które chciałbym chociaż liznąć. Jak sprawdzałem ostatnimi czasy gry które przykuwały oko, potrafiłem je dosyć szybko odłożyć i zabrać się za kolejne. Nie oznacza to, że natrafiałem na złe tytuły, wręcz przeciwnie. Po prostu masa z nich nie była do końca w moim guście, albo była już pod wieloma względami podobna do tych, które kiedyś ukończyłem. Jest przecież i tak masa gier w które warto zagrać, tylko trzeba je odkryć. A że nie mamy nieskończonego zapasu czasu, nie warto tracić go na granie w gry na siłę. Z tytułów mam zamiar pozaliczać jakieś klasyki zarówno z ostatnich lat, jak i starocie.

Mieszkanie. Cel jest ogromny, ale w zasięgu ręki. Moim marzeniem i tak jest kupno domu, ale ostatnio szwagier powiedział, że na moim miejscu jakby miał już jakąś gotówkę, to wpakował by ją w mieszkanie, by mieć już coś swojego. Tak więc po namyśle stwierdziłem, że też podejmę się działań, by w końcu zdobyć swoje pierwsze gniazdo, a potem ruszyć dalej niczym orzeł. Jeśli będę kupował, to najprawdopodobniej Gdańsk, ewentualnie Sopot.

Kariera muzyczna. Czy w sumie można by to w moim przypadku nazwać karierą? Kilka koncertów w życiu, kilka nagranych utworów. Masa pomysłów, które tylko czekają na realizację. Na dysku mam nagranych kilkaset próbek, zarówno krótszych jak i dłuższych i kilkadziesiąt utworów, które czekają by je w pełni skomponować i nagrać. Nie mogę narzekać na brak materiału, jak tylko się przeprowadzę, będę znowu działał.

Zdrowie. Obecnie pracuję powoli nad nawykami żywieniowymi. Zamiast żywić się śmieciami, będę wybierał zdrową żywność, obecnie wdrożyłem na śniadanie płatki z mlekiem. Zamierzam też więcej gotować i robić w domu, zamiast żywić się na mieście. Kebaby raczej nie pójdą na emeryturę, ale będę starał się jeść ich mniej niż wcześniej. Do tego zamierzam zaczać uprawiać sport. Na początek chociaż kilka minut dziennie w domu potem dodatkowo jakiś krótki bieg i stopniowo coraz więcej i ciężej.

Książki. Czy to w wersji elektronicznej czy papierowej - mam cel by przeczytać chociaż jeden tytuł na miesiąc. Domowa biblioteka stale się powiększa, od kiedy to w różnych miejscach ludzie odkładają swoje książki. W bibliotekach miejskich też jest masa tytułów, a wchodząc do takiego empiku, masa okładek aż bije po oczach i mówią - weź mnie kup, przeczytaj.

Więcej celów nie pamiętam, te które tutaj wypisałem zamierzam realizować i je ukończyć.

środa, 15 stycznia 2020

Z Cyklu - Przemyślenia (4) - Podsumowanie 2019 Roku


Rok 2019 za nami. Zazwyczaj podsumowania o minionych 365/366 dniach ludzie piszą 1 stycznia. Ja piszę dopiero dzisiaj. Nie wiem czy jest jakaś różnica, według mnie nie ma to większego znaczenia. Może jak kończy się sylwester, następnego dnia ludzie mają przed oczami to co im przeminęło przez ostatnie 12 miesięcy. U mnie nowy rok zaczął się od kilku after party, przepiciu pierwszego tygodnia, pogrzebu dziadka, lenistwa. Można by rzec falstart. Bo każdy od nowego roku bierze się za siebie od pierwszych dni, ma już zaplanowaną najbliższą przyszłość, pracuje nad sobą. A ja? Zacząłem od urlopu. W sumie ten urlop mogę ciągnąć teraz ile chcę.

Zeszły rok w dużej mierze wypełniła mi praca. Nie tylko ta etatowa, ale i w internecie. Poświęciłem sporo czasu zarówno w domu, jak i było trochę wyjazdów. Po to by zbliżyć się do wyjścia na prostą i w 2020 roku skończyć z długami. Cel osiągnąłem jednak szybciej, więc mogę uznać to za spory sukces. Jak wspominałem już na tablicy na FB, mogłem sobie pozwolić na zwolnienie się z pracy, ale zrobiłem to dopiero przed świętami. Życie bez etatu było moim marzeniem, które się zmaterializowało. Co prawda w przeszłości zdarzał się też takie epizody, ale były one wypełnione tonami stresu, kiedy to na gwałt szukałem nowego zatrudnienia, co trwało nawet 2 miesiące nieraz. Dziś nie muszę szukać nowej roboty, a nawet jakbym poszedł, to całkowicie na luzie i z myślą, że mógłbym się zwolnić w dowolnym momencie. Może coś na pół etatu wezmę by zobaczyć jak to jest w zawodach, w których jeszcze nie pracowałem. Nie wiem, zobaczymy co przyniosą kolejne miesiące, w każdym razie nie pali się. Mam teraz przed sobą takie możliwości że aż nie wiem za co się zabrać.

Zeszły rok był dla mnie unikatowy pod pewnym względem. Ani razu nie poszedłem na żaden koncert. Dziwne, ale prawdziwe. Ja człowiek kiedyś słuchający muzyki wręcz nałogowo, cały czas ze słuchawkami na uszach gdy gdzieś wychodziłem, jechałem, tak nie poszedłem nawet na jedno wydarzenie. Z tworzeniem muzyki też jakoś wyszła stagnacja. Był jednorazowe podrywy na krótszy czas, kupiłem sobie nawet interfejs muzyczny by móc tworzyć na komputerze, ale jakoś nie wynikło z tego nic więcej. Czy zerwałem jednak z karierą? W żadnym wypadku.

Coś co zdziwi niejedną osobę to moje wkroczenie w fandom MLP . Tak. My Little Pony. Sam nie wiem jak dałem się w to wciągnąć. Ktoś mógłby powiedzieć - co jeszcze gorsze, polubiłem to. Za kucykami które wielu osobom wydają się dla dzieci, odkryłem niemałą społeczność i poznałem fajnych ludzi. Którzy poza swoją pasją prowadzą normalne życie, mają swoje zajęcia i inne rzeczy, którym się poświęcają. Faktycznie jest pełno młodzieży, ale są też dorośli ludzie, nawet w moim wieku i starsi. Nie będę kłamał - obejrzałem serial, polubiłem go, nie jestem jednak jakimś wielkim fanatykiem jak niektórzy. Pozostała mi masa ciekawych wspomnień, imprez, niejeden przechlany weekend, wyjazdy do Warszawy i innych miejscowości, zwiedziło się kawałeczek naszej ojczyzny. Jeśli uważasz to za problem, nie akceptujesz tego, straciłem w twoich oczach - no cóż to twój problem.

W 2019 o ile dobrze pamiętam, to chyba nie przeczytałem ani jednej książki. Albo przeczytałem, chyba to byli Łowcy Głów Johna Nesbo.

Filmy - jak spojrzałem na filmweb, miałem zaznaczone chyba 30 pozycji. Mało. Potrafiłem w ciągu roku obejrzeć spokojnie 100 filmów jak nie więcej. Jednakże jakbym miał wybrać ulubiony tytuł, to oczywiście byliby to Władcy Chaosu. Z seriali animowanych oczywiście będzie to Big Mouth.

Gry komputerowe - chyba powoli odchodzi ode mnie chęć poświęcania czasu na elektroniczną rozrywkę. Kiedyś potrafiłem się zagrywać godzinami i to w najróżniejsze gry. Teraz? Zdarza się że odpalam jakiś tytuł, pogram chwilę i potem do niego już nie wracam. Jedna gra jednak okazała się niesamowitą perełką, a był nią Spec Ops The Line. Część z tytułów w które grałem opisywałem już na blogu, między innymi dwie o Powstaniu Warszawskim.

Co dalej? Byłem na weselu siostry. Drugi raz w życiu na czyimś ślubie. Impreza była niesamowicie ogromna, mocno zakrapiana. Aż dziw że następnego dnia kiedy impreza dobiegała końca, czułem się naprawdę dobrze i bez problemu dotarłem do Warszawy na konwent. Stamtąd wyjazd do Chuty Mazowieckiej, gdzie było ognisko, koncerty, miła atmosfera. A rano tak z dupy pojawił się sam Z Dupy. Więc fajna pamiąteczka z jegomościem, którego humor nie każdemu musi przypaść do gustu. Ale humor jest jak dupa, każdy ma swoją.

Pierwszy raz w życiu zaliczyłem wytrzeźwiałkę. Nie ma się czym chwalić, nikomu nie polecam. Pamiętam, że jak się obudziłem, to zastanawiałem się czy byłem w psychiatryku, czy na komisariacie, czy nie wiadomo gdzie jeszcze. Naprawdę, niezbyt miłe przeżycie.

Miałem kilka wyjazdów do Warszawy i Łodzi. Jak tak dalej pójdzie to chyba się przeprowadzę na Mazowsze.

Coś co najbardziej u mnie ucierpiało, największy minus zeszłego roku, to zdrowie i samopoczucie. Senność, wrażenie jakbym był atlasem albo jakimś syzyfem. Jakbym miał na sobie coś co mnie sprowadza na ziemię, albo jakaś niewidzialna ściana, jakieś pole siłowe hamujące przed zrobieniem czegokolwiek. Zeszły rok w dużej mierze zmarnowałem. Masa godzin przeleciała na nic nierobieniu.

Raz widziałem unikatowego pijaczka, który chciał zapłacić za zakupy dowodem osobistym, kiedy kasjer wręczył mu terminal płatniczy.

Kiedy śniło mi się że chlałem, rano obudziłem się trzeźwy.

Ostatnia rzecz jaka przychodzi mi na myśl, to ten blog. Nie pisałem nigdy wcześniej bloga, wpisy lądowały na FB. A gdyby tak poblogować - wpadła mi pewnego dnia taka myśl. Czemu nie? O ile początkowo wpisy pojawiały się dosyć często, tak ostatnie dwa miesiące był szczególnie słabe. Ale mam zamiar bloga rozruszać i częściej coś na nim umieszczać. Uważam, że mój styl pisania pozostawia jeszcze sporo do życzenia. Może nie będę jakimś Lovecraftem, Mickiewiczem, czy Kingiem, ale myślę że za jakiś czas moje pisanie będzie bardziej ładne i składne.

Jak mogę podsumować zeszły rok? Niezbyt udany. O ile były lata lepsze i gorsze, to niestety zawaliłem bo nie ogarnąłem masy zaległości, pojawiła się masa planów, niektóre rzeczy nie wyszły tak jak chciałem. Grunt jednak to nie leżeć na ziemi kiedy się padło, tylko wstać. O ile zeszły rok niejako ,,przespałem" tak w 2020 zamierzam zrobić o wiele więcej i o tym zamierzam napisać niebawem. Przy okazji już temat na kolejny wpis się zrobił, zatem kończę ten wpis z dobrym humorem :)

poniedziałek, 11 listopada 2019

Z Cyklu - Gry (12) - Valiant Hearts


Kolejna gra wojenna którą mogę dopisać do dorobku ukończonych. Podobno niezwykła, miała sporo pozytywnych recenzji i opinii. W sumie nie znalazłem ani jednej negatywnej. Do tego pierwsza wojna światowa wzięta na plan, więc coś dla mnie zupełnie innego od gier w które grałem dotychczas. Czy było warto w nią zagrać?

Gra zaczyna się w momencie wybuchu pierwszej wojny światowej. Od tego momentu obserwujemy perypetie kilku głównych bohaterów. Mamy francuza Emile'a, amerykanina Freddie'go, niemca Karla, belgijkę Annę, którzy są grywalnymi postaciami. Do tego często towarzyszy nam niemiecki pies Walt. Prócz tym ostatnim gramy naprzemiennie wszystkimi postaciami podczas przebiegu gry. Jeśli chodzi o sam gatunek, gra jest typową przygodówką z różnymi zagadkami, akcję obserwujemy z boku. Zagadki nie są mocno skomplikowane, ale nie ukrywam, sięgałem nieraz do opisu przejścia. Niestety ale gra nie jest w moim typie jeśli chodzi o sam gatunek, stąd ogólna ocena na koniec będzie zaniżona, w pewnym momencie nawet zastanawiałem się czy grać, czy może po prostu obejrzeć jakiś gameplay? Natomiast jeśli ktoś lubi rozwiązywać zagadki, powinien być zadowolony, mimo ze ich rozwiązanie nie zajmuje dużo czasu. Samo sterowanie natomiast było dla mnie nieco udziwnione i często myliły mi się klawisze. Kierujemy strzałkami, do tego mamy spację, shift i D. Nie korzystamy w ogóle z myszki. Ogólnie to co opisałem jest tym co za bardzo mi się nie podobało w Valiant Hearts.

Natomiast reszta to już same pozytywy. Na pewno pierwszym z nich jest osadzenie realiów pierwszej wojny światowej w grze. Klimat naprawdę autentycznie czuć. Przemierzamy zarówno miasteczka jak i ciągnące się okopy. W tych drugich trup ściele się naprawdę gęsto, widok kilkudziesięciu zwłok na ekranie nie jest tutaj niczym nadzwyczajnym. Sama wojna przyniosła wielu rannych i zabitych. Stąd często widać też żołnierzy którzy leżą z zabandażowanymi częściami ciała. Akcja gry dzieje się w ciągu dnia i nocy. Przemierzamy zarówno okopy jak i podziemia. Gra daje nam również ciekawostki i informacje odnośnie pierwszej wojny światowej, co jest według mnie ogromnym plusem. Można sobie ładnie uzupełnić braki z historii i dowiedzieć się tego, czego nam nie powiedzieli w szkole.

W czasie bitem widać co się dzieje w oddali, bierzemy udział w szarżach, dywersjach, atakach. Sami ogólnie nie strzelamy co może wydawać się co najmniej dziwne. Zdarza się jednak, że napotykając piechurów wroga ogłuszamy ich, czy się przed nimi ukrywamy i idziemy dalej, aż znikniemy z pola widzenia. W czasie gry używamy czasami przedmiotów do rzucania by wróg skupił uwagę gdzie indziej, oraz możemy też rozkazywać psu, by zajął przeciwnika. Niejednokrotnie musimy też znaleźć ładunki wybuchowe, uzbroić je i potem dokonać detonacji. Kolejne rozdziały gry są zróżnicowane. Na początku mamy trening, dostajemy się do niewoli, są dwa etapy gdzie jedziemy samochodem i unikamy niebezpieczeństw, ucieczkę z obozu jenieckiego i nie tylko.

Co dalej. W grze niejednokrotnie przekonamy się jaka wojna jest okrutna. Zwłaszcza w etapach gdzie gramy sanitariuszką anną. Trzeba pomagać rannym żołnierzom i cywilom. Słychać krzyki i wołania o pomoc. Podczas opatrywania rannych gramy w mini grę i też towarzyszy nam swoista muzyka. Są też etapy gdzie doszło do użycia gazów bojowych. Nie wiem jak to opisać, ale dla nich warto w tę grę zagrać. To jest w mojej opinii najmocniejszy aspekt całej gry. W każdym razie są momenty które naprawdę mocno wewnątrz ściskają. Jeden z pierwszych momentów który mocno mnie uderzył, to ten kiedy nasz pupil wpadł w drut kolczasty. Nasz bohater próbuje go wyciągnąć, lecz nie ma nożyc do cięcia drutu. A z góry zjeżdża po błocie pojazd prosto na nas i wszystko wygląda tak, jakby pies miał nie przeżyć. Sama gra ogólnie dobre momenty, ale nie kończy się w 100% happy endem.

Jeśli chodzi o grafikę, twórcy zaserwowali komiksową oprawę. Jest bardzo prosta, ale kolorystycznie idealnie pasuje do klimatu. Animacje są w porządku, podobało mi się jak wszędzie unosił się zielony gaz. Jeśli natomiast chodzi o postacie, mimo że gra ma smutny nastrój, to animacje między innymi dowódców, ich reakcje, były bardzo komiczne. Muzyka jest idealna, nic w niej bym nie zmieniał.

Podsumowując. Valiant Hearts z jednej strony jest bardzo dobrą grą, z drugiej - nie dla każdego, ze względu na gatunek. Jeśli ktoś chce postrzelać, powinien zrezygnować z tej gry i przejść na COD czy coś innego. Jeśli ktoś lubi przygodówki, a przede wszystkim chciałby poznać naprawdę ciekawą historię, to śmiało może sięgnąć po ten tytuł. Sama rozgrywka jest dosyć krótka, można grę przejść w 4 godziny. Jednakże ten czas jest wypełniony masą atrakcji i choć gra nie jest dla mnie czymś w co będę zagrywał się jak dziki pies to i tak cieszę się że mam tą grę za sobą i szczerze polecam.